Dar
uzdrawiania otrzymałem w 41 roku życia tj. w czerwcu 1991 roku. Nie starałem się przez
odpowiednie praktyki czy udział w kursach uzyskać zdolność przekazu i odziaływania
energią w celu uzdrawiania. Dlatego stwierdzam, że otrzymałem. Początkowo odczuwałem
gorąco pośrodku obu dłoni, a następnie z tych środków bardziej gorące gejzery w
ręce i ciało.
Będąc u znajomych, zastałem panią domu w cierpieniu trwającym od
trzech dni. Atak trzustki, niepoddający się środkom farmakologicznym. Bardziej
intuicyjnie niż świadomie, kojarząc gorąco w dłoniach z uzdrawianiem, dotknąłem
brzucha cierpiącej w miejscu trzustki. Po kilku minutach ból ustąpił i więcej się
nie pojawił. Po kilku dniach oderwał się koledze skrzep żylny w nodze i osiadł na
prawym płucu. Gdyby w sercu, to śmierć natychmiastowa. A tak, znalazł się w szpitalu
z szansą 1:1000 (diagnoza ordynatora) na przeżycie. Podczas odwiedzin w szpitalu o godz.
14, zastałem Go nieprzytomnego od rana, z krótkim i płytkim oddechem. Rysy twarzy
wyostrzone i żółta cera. Spytałem żonę chorego w którym miejscu jest ten skrzep i
przyłożyłem tam dłoń. Po kilku minutach oddech jego spowolniał i pogłębił się.
Twarz się zaróżowiła i otworzył oczy. Porozmawialiśmy chwilę, troszkę nawet
żartując. W obu przypadkach miałem silne, niespotykane dotąd odczucia w dłoni tj.
szarpiący, ruchliwy ból i parzące wybicia z ciała chorych.
W sierpniu skontaktowałem się z Towarzystwem Psychotronicznym w
Łodzi, aby uzyskać rozeznanie i podstawową wiedzę o tym co się dzieje. Tam
stwierdzono, że posiadam duży przekaz energetyczny, silnie oddziałujący na zmiany
chorobowe. Chcąc świadomie, a nie instynktownie i po omacku działać jako uzdrowiciel,
zdobyłem podstawy działań w temacie na kursie bioenergii oraz reiki. Towarzystwo
Psychotroniczne zorganizowało dzień uzdrawiania i tam w obecności lekarza medycyny
pomogłem około trzydziestu osobom. Ukończyłem kurs anatomii i fizjologii człowieka na
poziomie pierwszego roku Akademii Medycznej w Wyższej Szkole Humanistycznej w Łodzi.
Następnie uzyskałem pozytywną weryfikację predyspozycji w Stowarzyszeniu
Bioterapeutów ,,Mazowsze” w Łodzi. Uczestniczyłem w seminarium ,,Odnowy w Duchu
Świętym”. Po rozeznaniu mojej działalności przez biskupa pomocniczego, otrzymałem
od Niego błogosławieństwo na dalsze uzdrawianie. Tym akordem zakończyłem pomocną
współpracę z instytucjami i rozpocząłem samorealizację, opartą na dostępnych
publikacjach i własnej praktyce.
Od stycznia 1995 roku prowadzę gabinet uzdrawiania w Pabianicach.
Rozliczam się z dochodu na zasadach ogólnych z pozarolniczej działalności gospodarczej
– usługi paramedyczne. Nie zawęziłem przekazu pomocy przez specjalizację, lecz
działam komplementarnie w każdej potrzebie ciała, psychiki i ducha.
Moje motto – „jestem pomocą gdy o nią prosisz”, (tam skąd jest
mój dar).
Nie uprawiam magii ani szamanizmu, tzn. nie uszczęśliwiam na siłę
ani według swego widzimisię. Nie prowadzę księgi z pochwalnymi wpisami. Efektywność
pomocy jest znaczna, lecz nie zależy od mojej woli. Ja tylko odbieram czuciowo działanie
mocy, która uzdrawia i pomagam potrzebującemu właściwie i efektywnie ją wykorzystać.
Na koniec mogę jeszcze dodać, że przez 12 lat tej pięknej, acz
trudnej przygody życiowej z uzdrawianiem, przeszedłem cztery poziomy jakościowego
rozwoju by sprostać potrzebom – daru. Jestem aktualnie w piątym i jak czuję nie
ostatnim. Wskazuje na to fakt, że po długich przygotowaniach, jestem gotowy do podjęcia
uzdrawiania grupowego na szerszą skalę. Jeżeli dysponent mojego daru uzna, że już
czas i potrzeba, to uwarunkowania poprowadzą mnie. |