„Ktoś”

Jestem samotny, jak coś co jeszcze nie istnieje,
Wyć mi się chce, tak by wykrzyczeć cały ból,
Jak echo w lesie pomnaża się na drzewach,
Tak pośród ludzi we mnie smutku chór,

Samotność w tłumie ludzi znajomych
I coraz więcej umarłych twarzy,
Serce skowycze niemą żałość
Do odchodzących ciągle marzeń,

Chwile nadziei erozja losu
Rozciera szybko na drobny pył
I tylko słowa kreślone nocą
Wiedzą że ktoś samotny żył.

„Jeszcze nie wiem”

On gra i śpiewa i sączy we mnie
Niczym alkohol smutną pieśń,
Za twoje zdrowie bo jesteś smutny,
A ja nie smutny, ja jestem pusty,

Ja tylko wiem, że jestem jeszcze,
A sens istnienia otchłań kryje,
Że tylko pustka mnie unosi,
A ciekawością, jak chlebem żyję,

Pozbyłem się ciężaru pragnień,
Takich przyziemnych i na co dzień,
Bardzo chcę wiedzieć czemu jestem,
Co jeszcze będzie, czego się dowiem,

A kiedy wreszcie mnie zapełni,
Odpowiedź na pytania moje,
Może się zamknąć ponad głową,
Sen nieprzespany, usnę spokojnie.

„Zadanie”

I Bóg się myli,
Jeżeli na obraz swój i podobieństwo
Stworzył rodzaj ludzki,

A może Go nie ma,
Lub nie zajmuje się takim drobiazgiem
To co wtedy jest?

Może być wielki,
Chory – szalony mózg w obłędu głębi
Który ma kaprys eksperymentu,

W czym zatem problem,
W zezwierzęceniu uszlachetnić zwierzę,
Wystarczy aby pomyślało – wierzę,

Dlatego ciągle od powstania,
Mordy i gwałt w fetorze własnego odchodu
Przez pieniądz, znak i bez powodu,

W swym zadufaniu,
Są tworem Boga albo też szczytem ewolucji
O śmieszni żałośni głupcy,

Popatrzcie na siebie zwierzęta,
Jeżeli nawet sam Bóg was stworzył
To nie do końca doprowadził,

Choć z obciętymi ogonami
Dla swoich panów – głodu, strachu i cierpienia
    Pozostajecie nadal tylko psami,

Wasze zadanie - bałwany,
Do człowieczeństwa musicie dochodzić sami,
A dojść możecie i zostać Bogami.

„Czekanie”

Wzlatując sennie ponad bytem,
Targany nagłej chęci pędem
Zabieram z sobą tylko siebie,
W powłoce moje ciepło drzemie.

Stargane formy, puste miejsca,
Splątane sobą różne czasy,
Jak mgieł mozaika unoszone
Przez dal, w ramiona cichej nocy.

Nie ma mnie i jestem wszędzie,
Mogę trwać i tworzyć światy,
Rozmawiam z tym co nie istnieje,
Gdy Nic ma nastrój na debaty.

Spotykam czasem swoje ślady,
Wyczuwam tamtej formy bliskość,
W makietach zdarzeń które tworzę,
Obraz początku chcę uzyskać.

Na trzech wymiarach jako przeszczep
Straciłem moje pierwsze oczy,
Z obrazem drogi którą przebył
Wędrowiec świata, szlakami nocy.

Przekleństwo trwania myśli w powłoce
Której pilnują zmysłów pieczęcie,
By niemożliwe było spotkanie
Z tym co prawdziwe zawsze i wszędzie.

Niechęć zawodu, męka szarpania,
A celem woli rozumne piękno,
Czekam na chwilę projekcji życia
By siebie ujrzeć w postaci przed bycia.